piątek, 1 listopada 2013

sztormowo.

Wiedzieliśmy, że tego dnia ma świecić słońce, a fale powinny być potężne. Pojechaliśmy wszyscy - część współlokatorów została w Portrush oglądać surfującego Olla i ... piękne tęcze na horyzoncie, a ja z Wojtkiem i Basią postanowiliśmy na nowo, w tych niecodziennych warunkach, odkryć Giant's Causeway (ulewa zepsuła naszą pierwszą wycieczkę). GIANT's Causeway udowodniło swój OGROM i POTĘGĘ. Rozbijające się o skały fale zapierały dech w piersiach - czasem miałam wrażenie, że właśnie znajduję się w centrum potężnej burzy śnieżnej! Potem klifami wspięliśmy się na górę, chociaż wiatr nie ułatwiał wędrówki. Dzielnie walczyłam z żywiołami i za wszelką cenę chciałam stabilnie trzymać aparat. Bo widok skał i morza ze szczytów robił nie mniejsze wrażenie i momentami zastanawiałam się, czy to nie jest najpiękniejszy krajobraz, jaki do tej pory widziałam. 
P.S. W Belfaście trwa halloweenowy zawrót głowy - ciężko znaleźć okno bez krwawych dekoracji. I niestety robi się coraz zimniej... 
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz